Dlaczego minimalizm?
Byliśmy już po pierdylionie przeprowadzek i kilku emigracjach. Przeprowadzki, wiadomo – ogrom zamieszania, zmęczenie, koszta, oraz większe lub mniejsze zniszczenia. Emigracja to już grubszy kaliber – każdorazowo doszczętna likwidacja dobytku. Część sprzedawaliśmy za bezcen, sporo rozdawaliśmy, reszta szła na śmietnik. A potem, rzecz jasna – trzeba było wszystko odkupić i zbudować od nowa.
Podczas jednej z takich akcji doznaliśmy wreszcie olśnienia. I nie było to olśnienie spontaniczne, a poniekąd sprowokowane sytuacją. Znaleźliśmy mieszkanie naszych marzeń ponad miesiąc przed wygaśnięciem umowy najmu domu. W efekcie, przez parę tygodni mieliśmy do dyspozycji oba lokale. Postanowiliśmy wykorzystać ten fakt i dla odmiany przeprowadzić się maksymalnie bezstresowo. W pewnym momencie jednak, przebywanie w opuszczanym już domu zaczęło być przygnębiające. Stwierdziliśmy, że w pierwszej kolejności przerzucimy rzeczy niezbędne do zamieszkania, a resztę ogarniemy później. Po tygodniu mieliśmy w nowym miejscu jakieś dwadzieścia procent całości i po kokardę latania tam i z powrotem. Był czas, postanowiliśmy więc przez kilka dni wrzucić na luz. I dokładnie wtedy dotarło do nas, że to dwadzieścia procent dobytku całkowicie wystarcza do pełnowartościowej egzystencji.
Przez pozostałe dwa tygodnie przewoziliśmy resztę gratów patrząc, jak z każdym dniem wypełniają wnętrza, a mieszkanie traci przestrzeń i urok.
Tak oto wyrosło w nas przekonanie, że minimalizm jest w swym założeniu i prostocie absolutnie genialny. A przy naszym trybie życia – praktycznie niezbędny. Mniej chaosu, wydatków, martnotrastwa i ogólnego bólu głowy. Zdecydowanie więcej swobody, przestrzeni, czasu oraz środków na sprawy faktycznie dla nas ważne.